Będzie mowa o kosmetyku, dzięki któremu udało mi się zdobyć nagrodę, czyli bon do sklepu Naturica.pl,
czyli sponsora rozdawajki :) W zgłoszeniu konkursowym opisywałam, że
chętnie zabrałabym to masełko ze sobą na bezludną wyspę, więc nie mogło
go zabraknąć wśród produktów, które wybrałam do testów :) I wiecie co?
Nie pomyliłam się! Jest to absolutnie produkt, który mógłby ze mną na
taką wyprawę pojechać :) Jeśli jesteście ciekawi dlaczego, to zapraszam
na post :)
INCI:
aqua, olive oil, shea butter, glycerin, sunflower oil, babassu oil,
carbomer, sal maris, mango extract, cetearyl alcohol & ceteareth 20,
rice extract, collagen, elastin, tocopherol, milk protein, hydrogenated
retinol, triethanoloamine, tocopheryl acetate, linoleic acid, ascorbyl
palmitate, ascorbic acid, citric acid, micca,
methylchloroisothiazolinone, methylisothiazolinone, benzyl alcohol,
parfum.
Masełko znajduje się w palstikowym, solidnym pojemniku z podwójnym dnem, więc produktu jest mniej niż widać po opakowaniu. Dostajemy je zabezpieczone sreberkiem ochronnym.
Ja nie wytrzymałam i chciałam się włamać przed zrobieniem zdjęć,
niestety zabezpieczenie mocno przytwierdzone podarło się na strzępy,
więc nie robiłam już temu fotek :)
Kosmetyk ma budyniową konsystencję,
troszkę przelewa się w opakowaniu i wydawać by się mogło, że jest
lekkie, a tu w prost przeciwnie - po rozprowadzeniu na skórze czuję, że jest bardzo bogate :) Olejki są zdecydowanie wyczuwalne przy smarowaniu :) Masełko ma w sobie delikatne złote drobinki, ale są one bardzo niewielkie i prawie nie widać ich na skórze.
Mogłabym je porównać do tych w balsamie rozświetlającym Dove z serii
Silk Glow, więc nie ma co się obawiać choinkowego brokatu :) Nawet na
zdjęciu nie dało się ich uchwycić.
Masełko jest koloru pastelowo brzoskwiniowego
i ma boski zapach :) W opakowaniu nie jest on aż tak piękny, ale po
rozprowadzeniu na skórze to poezja! Ciężko mi go do czegokolwiek
porównać. To woń wyrafinowanych perfum. Jest ona bardzo podobna do zapachu żelu pod prysznic z tej serii [KLIK],
jednak tutaj mamy do czynienia z kobiecymi perfumami o podobnych do
żelu nutach zapachowych :) Ja uwielbiam ten aromat :) Po posmarowaniu
wyczuwam go jeszcze przez kilka godzin i nie jest absolutnie męczący! :) Mogłabym mieć takie perfumy! :)
Skóra po posmarowaniu jest lekko natłuszczona, tak jakbyśmy użyli naturalnego oleju np. kokosowego. Masełko więc pozostawia na skórze delikatny film ochronny, ale skóra się nie klei. Mi to nie przeszkadza, bo smaruję się wieczorem po kąpieli i idę spać :) Rano skóra jest odczuwalnie nawilżona i odżywiona, delikatna i gładka w dotyku. Nawet suche partie ciała takie jak łokcie, czy kolana są milutkie w dotyku
:) Czuć, że masło naprawdę spełnia swoje zadanie :) Po kilku dniach
stosowania musiałam używać je co drugi dzień, bo skóra była już bardzo
dobrze nawilżona :) Jest to kosmetyk idealny na chłodnieszą porę roku,
choć i z łagodzeniem skóry po opalaniu też z pewnością sobie poradzi :)
Zapomniałam wspomnieć, że świetnie też łagodzi podrażnienia po depilacji
:) Ja jestem nim zachwycona, zarówno pod względem działania, jak i
cudownego zapachu! To w tej chwili moje najlepsze masełko do ciała,
którego efekt nie znika po założeniu ubrania! :)
Na plus też fajny skład,
gdzie na początku znajdują się cenne substancje. Nie znajdziemy tu też
parabenów, parafiny i innych tego typu rzeczy, które nie są zbyt mile
widziane :)
Oczywiście wypróbowałam
też działanie na włosach. Nie polecam jednak stosować tego masełka w ten
sposób. Kiedy nałożyłam na kosmki, szybko stały się szorstkie i niemiłe
w dotyku. Wpadłam więc pod prysznic i szybko zmyłam. Na szczęście nic
włosom się nie stało :) To dowód na to, że nie wszystko co świetne do
ciała, będzie super też na włosach!
Wad w nim nie znajduję
żadnych, bo jest to kosmetyk do ciała i w tej roli sprawdza się w 100 %
:) Wydajność ma w miarę dobrą, choć staram się je szybko zużyć, bo jest
ważne tylko 6 miesięcy od otwarcia, ale bardzo lubię się nim smarować,
więc zdążę przed terminem :)